Czas rodzinny. Miło jest cholernie. Bez sarkazmu. Bywa też mniej, ale w ogólnym rozrachunku jest
w porząsiu.
I nieprzeciętnie spokojnie. Chyba się starzeję. Albo czas mam sprzyjający. Pewnie jedno i drugie. Bywa też zaskakująco.
O., który "zajeżdża na szczocie" i z uśmiechem zamiata przedpokój. No bez jaj! Rodzi to we mnie obawy dotyczące przyszłości. Można się spotkać z nieprawdopodobnym. To cieszy, ale też niepokoi.
B-ka wygląda przepięknie i pozycjonuje prezydentów II RP wedle przystojności. Mościcki był naj!
C-ka nauczyła się robić spację w sms-ch. Po 5-u latach. A K-ka prócz dwóch koni, ma jeszcze na łydce wytatuowane płomienie.
No i Miki przyniósł mi zajefajne książki! Wysyłanie listów ma sens. Nic mu się nie popieprzyło, dzielny M! M w ogóle jest w porządku. Kiedy tylko Jej przejdzie przedświąteczny pierdolec, jest debest. Słodko.
Ale nie wypiłam za urodzinowe zdrowie Jezuska. Nadrobię. KoncepCyjnie albo i nie.
A teraz do rzeczy. Naród pracuje od wtorku, ale nie cały.
Wedle odbytych rozmów, Siostro! Emcika na lawetę, reszta da radę. Gwyniątka, dotarli Wy? Bilu, poniosło? Ringwelku, odpocznij :)
Kto był na pasterce stawia pół rury! Bez sensu! Kto nie był na pasterce, ten stawia! Tak będzie lepiej! Bogaciej. Choć cholera Was tam wie. Kiedyś świat był bardziej przewidywalny!
Z bożonarodzeniowym pozdrowieniem. J.
niedziela, 25 grudnia 2011
piątek, 23 grudnia 2011
Oddech
Można czasem. Dzisiejszy dzień rozpoczął się najpiękniej, jak tylko mógł!
Potem zabawiała rodzinę, potem wyłuskiwała pstrąga, a to jest robota skazańców. Potem poszła do kina. W kinie są światła po obu stronach i od góry też+20 min reklam. Nie była w kinie od dwóch lat i przez kolejne dwa też nie zamierza.
Są święta. I robimy tak, żeby było dobrze.
A na koniec odbyła szczerą, niegłupią pogadankę. Dzięki G.
Miało być dla przyjaciół.
I "Drive" polecam. Doskonała rzeźnia!
A poza tym nie uwolnię się od szczeniackiego:
Potem zabawiała rodzinę, potem wyłuskiwała pstrąga, a to jest robota skazańców. Potem poszła do kina. W kinie są światła po obu stronach i od góry też+20 min reklam. Nie była w kinie od dwóch lat i przez kolejne dwa też nie zamierza.
Są święta. I robimy tak, żeby było dobrze.
A na koniec odbyła szczerą, niegłupią pogadankę. Dzięki G.
Miało być dla przyjaciół.
I "Drive" polecam. Doskonała rzeźnia!
A poza tym nie uwolnię się od szczeniackiego:
Into the wild. Pragnę. Tylko, że Into the East!!
niedziela, 18 grudnia 2011
Unplugged
Życie na pewnym trójmiejskim osiedlu posiada powtarzalną właściwość. Brak prądu. Nie narzekam. Lubię ciemność i ciszę! Do czasu. Do drugiego piwa. Potem jest myślenie, a potem chęć zabicia myślenia! I dupa i świeczka albo i dwie. Pograłam chwilę na bębenku. Wciąż nie umiem! Umiem za to posiadać pierdolca. Umiem też zrobić gwiazdę i prawie szpagat. Potrafię być szczęśliwa. I zapierdalać tygodniami po górach. Nie umiem chodzić w spódniczkach. Nie wiem, jak paść kozy. Umiem napisać krótki poważny tekst. Wiem też, jak zrobić badanie marki i innych badań pierdylion. Wiem, czego chcę bardzo, wiem czego zdecydowanie nie chcę. Czas decyzji się zbliża.
Kozy!
Ubezpieczone kozy :D
Kozy!
Ubezpieczone kozy :D
piątek, 16 grudnia 2011
Są też takie dni
w drugiej połowie grudnia, kiedy mnie szlag nie trafia. Ani trochę!
I w ogóle mi dobrze. Wiem, jestem drażniąca, ale co ja poradzę! Mam pierdolca na wszystkie litery alfabetu!
A Szczupła dała radę, radę dała!
I w ogóle mi dobrze. Wiem, jestem drażniąca, ale co ja poradzę! Mam pierdolca na wszystkie litery alfabetu!
A Szczupła dała radę, radę dała!
czwartek, 15 grudnia 2011
Grudzień dzielę na pół
Na początku drugiej połowy grudnia szlag mnie trafia. Co roku. Bez względu na stan psychofizyczny.
A mam teraz całkiem dobry. Dlatego też pewnie tak rzadko skrobię.
Wracając. Nie muszę być szczególnie bystrym obserwatorem swojego "ja", żeby wiedzieć, że to zbliżające się święta. Rodzinnie pominę, choć to też nie bez znaczenia! Kocham swoją rodzinę, ale przed świętami kocham ją inaczej. Zabić chcę właściwie.
Ale kiedy ulizany, opalony g, sąsiadujący pionowo z moim lokalem mieszkaniowym (z którym wojnę prowadzę), tydzień przed świętami maszeruje dziarsko z siatką wypchaną reniferami. Pluszowymi ssakami, które mają czerwone wstążeczki, a i dzwoneczki pewnie, choć tych nie dostrzegłam.
Albo kiedy natapirowane babsko w aptece życzy "wesołych i zdrowych", po tym jak nie może mi sprzedać podstawowego, jakby się mogło wydawać, leku "Eurespal". Bo zbrakło.
Wówczas szlag mnie trafia.
Święta są dla dzieci!
I w celu łagodzenia świata na chwilę. Ale to łagodzenie czyni ze mnie przedświątecznego potwora.
TV już z reguły nie włączam, bo się boję. Ataku paranoicznych mikołajów i choinek.
Choć zdarzyło mi się włączyć. Obejrzałam "Zycie nad podsłuchu".
Po raz drugi. Polecam szczerze. Potem TV mi się rozpadło. To może i dobrze.
Kuruję się. Omijam xxx-ową "rodzinną wigilię świętą". Ostatnią moją.
Nie jestem w stanie się nawet wzruszyć. Myślami z fabryką żegnałam się od dwóch lat albo dłużej, mentalnie gdzieś na 3,5 tys. podjęłam ostateczną decyzję. Ale to wiecie.
Do zobaczenia, całkiem wkrótce. W końcu idą święta!
I czekamy na Daniela. Aniu, powodzenia!!!!!!!!!
Aktualizacja 16.12: Doczekaliśmy się!!!
A mam teraz całkiem dobry. Dlatego też pewnie tak rzadko skrobię.
Wracając. Nie muszę być szczególnie bystrym obserwatorem swojego "ja", żeby wiedzieć, że to zbliżające się święta. Rodzinnie pominę, choć to też nie bez znaczenia! Kocham swoją rodzinę, ale przed świętami kocham ją inaczej. Zabić chcę właściwie.
Ale kiedy ulizany, opalony g, sąsiadujący pionowo z moim lokalem mieszkaniowym (z którym wojnę prowadzę), tydzień przed świętami maszeruje dziarsko z siatką wypchaną reniferami. Pluszowymi ssakami, które mają czerwone wstążeczki, a i dzwoneczki pewnie, choć tych nie dostrzegłam.
Albo kiedy natapirowane babsko w aptece życzy "wesołych i zdrowych", po tym jak nie może mi sprzedać podstawowego, jakby się mogło wydawać, leku "Eurespal". Bo zbrakło.
Wówczas szlag mnie trafia.
Święta są dla dzieci!
I w celu łagodzenia świata na chwilę. Ale to łagodzenie czyni ze mnie przedświątecznego potwora.
TV już z reguły nie włączam, bo się boję. Ataku paranoicznych mikołajów i choinek.
Choć zdarzyło mi się włączyć. Obejrzałam "Zycie nad podsłuchu".
Po raz drugi. Polecam szczerze. Potem TV mi się rozpadło. To może i dobrze.
Kuruję się. Omijam xxx-ową "rodzinną wigilię świętą". Ostatnią moją.
Nie jestem w stanie się nawet wzruszyć. Myślami z fabryką żegnałam się od dwóch lat albo dłużej, mentalnie gdzieś na 3,5 tys. podjęłam ostateczną decyzję. Ale to wiecie.
Do zobaczenia, całkiem wkrótce. W końcu idą święta!
I czekamy na Daniela. Aniu, powodzenia!!!!!!!!!
Aktualizacja 16.12: Doczekaliśmy się!!!
poniedziałek, 5 grudnia 2011
Koniec z brakiem treści i refleksji! O medycynie górskiej teraz.
Kilka osób się mnie pytało, to napiszę.
O chorobie wysokogórskiej po ludzku
O chorobie wysokogórskiej po ludzku
Przebywanie na wysokości powyżej 5000 m to kurewsko duży wysiłek. W
powietrzu jest już tak mało tlenu, że procesy wyniszczania
przeważają nad procesami przystosowawczymi. Ponoć.
Na chorobę wysokościową narażona jest nawet Emcik. Na przykład, gdyby
podróżowała koleją między Pekinem a Lhasą w Tybecie. Na odcinku od Golmud (2800 m) do przełęczy
Kunlun (4750 m) w ciągu półtorej godziny pokonałaby niemal 2 km
różnicy wysokości!
Trasę tę pokonuje ponoć 2 mln pasażerów rocznie. Ostra choroba górska
rozpoznawana jest u około 30% podróżujących! Lżejsze objawy (ból głowy,
nudności, duszności) występują u 80%.
Zapobiec tym dolegliwościom mogłaby 6-dniowa aklimatyzacja.
I teraz pytanie, co mogłoby wystąpić u Emcika?
W szczególności Emcika biegnącego na wspomnianą kolej (choć nie jestem pewna, czy to warunek konieczny).
W szczególności Emcika biegnącego na wspomnianą kolej (choć nie jestem pewna, czy to warunek konieczny).
Odpowiedź: złamanie prawej kończyny i lewej ręki. Prawa kończyna niedołężna od kostki do miednicy. Lewa skręcona, nie do użytku. Zakłócenia w obrębie czaszki zastane. Ryzyko zakażenia tężcem. Zakrzepica niemal pewna. Ogólny niedowład. Ale czy choroba wysokogórska by dorwała, tego nie wiemy!
Kilka
słów o aklimatyzacji
Gdyby nagle przenieść Emcika z Atelier na szczyt Everestu, umarłaby
w ciągu kilku minut z powodu niedotlenienia mózgu. Można by to
porównać do założenia Emcikowi worka foliowego na głowę. Albo po prostu do Emcika. Albo do piątej setki wypitą przez nią duszkiem. Jesteśmy to sobie w stanie sobie wyobrazić. Ba, wiemy!
A teraz poważnie.
A teraz poważnie.
Aklimatyzacja wysokogórska jest procesem długotrwałym.
Przystosowuje organizm do niskiego ciśnienia atmosferycznego i
mniejszej zawartości tlenu w powietrzu. Oddech staje się częstszy
i głębszy. Po kilkunastu dniach organizm przestawia się na nowe
tory, np. do głębszych oddechów przystosować się muszą mięśnie.
W organizmie zachodzi wiele zmian, nie wszystkie są jeszcze
rozpoznane. Szczególnie te Emcika przy laptopie. Ale szczęśliwie, himalaiści nie mają w zwyczaju słuchania muzyki na wysokości powyżej 7000, chociaż pewna nie nie jestem. Emcik - himalaista zapuściłaby Massive i to mogłoby uratować mi życie!
Badaniem tych procesów zajmuje się m.in. Międzynarodowe
Towarzystwo Medycyny Górskiej. I żal tylko, że Emcik nie ładuje się na szczyty najwyższe planety Ziemi, bo nie podlega badaniom w tym kontekście.
Co
wiemy?
W laboratoriach analizuje się parametry krwi, strukturę tkanki
mięśniowej i szuka genów odpowiedzialnych za przystosowanie
człowieka do wysokości. I nie Emcika, bo by wszystkie badania o kant dupy rozbić!
Interesująca jest reakcja komórek na niedobór tlenu. Każda osobno
rozpoznaje, że jest go mniej i aktywizuje grupę hormonów
zmieniających ciało. Jeden z tych hormonów – erytropoetyna,
stymuluje szpik kostny do produkcji czerwonych krwinek, dzięki czemu
wydajniej transportują tlen do komórek. Ale miało być "dla
ludzi".
Opisany proces przystosowania organizmu do wysokości obserwuje się
u wszystkich przedstawicieli gatunku ludzkiego, prócz Emcika (niezbadany). Wszystkich poza najlepiej znoszącymi warunki
wysokogórskie tybetańskimi Szerpami.
Ale i "nadprodukcja czerwonych krwinek dobra jest tylko na krótką
metę. Po kilku miesiącach nadmierna ilość erytrocytów zwiększa
gęstość i lepkość krwi, grożąc wystąpieniem zakrzepicy,
przewlekłego obciążenia serca i choroby górskiej. Problemy
obserwuje się nawet u Indian (Keczua i Ajmara), którzy żyją w
Andach od 10tys. lat"! [jak wyczytałam w poradniku lekarza medycyny górskiej].
Tylko Tybetańczycy, ze względu na swoje 30 tys. lat w Himalajach,
mieli wystarczająco dużo czasu, aby przystosować się do
wysokości. W warunkach niedotlenienia wytwarza się u nich mniej
dodatkowych czerwonych krwinek. Mają też niższe ciśnienie w
tętnicach płucnych, więc są mniej narażeni na obrzęk płuc.
Reakcje
na niedotlenienie. Obowiązek używania butli z tlenem?
Oczywista oczywistość: reakcja na niedotlenienie jest bardzo indywidualna. Niektórzy na 7
tys m. mogą narazić się na zmiany w mózgu, inni wchodzą bez
szwanku na ośmiotysięczniki. Emcik ma zmiany w mózgu bez wchodzenia. Ciężko byłoby zatem ustalić
wysokość, powyżej której należałoby używać tlenu. Taki
obowiązek byłby też ograniczeniem wolności. A Emcik jest zły, kiedy ogranicza się wolność! Poza tym wchodzenie z
tlenem jest pewnego rodzaju dopingiem, pozwala oszukać organizm.
Wejście z butlą tlenu to „obniżenie” szczytu nawet o 2000 m.
Istnieje poza tym prawdopodobieństwo awarii butli. Wówczas organizm
zaaklimatyzowany do 6000 m, odkrywa nagle, że jest na 8000 m. A to
znacznie gorsza sytuacja niż spędzenie nocy na 7000 m bez
wspomagania butlą. Każdy kij ma więc dwa końce.
Idealny himalaista to jaki?
Nie ma kanonu. Na pierwszy rzut oka to Emcik. Ale:
W podręczniku do turystyki z 1796 r. Baltazar Hacquet opisał cechy idealnego alpinisty. Panna albo kawaler, niscy, bo u wysokich długie kości szybciej się łamią. Niski człowiek potrzebuje też mniej jedzenia i lepiej utrzymuje ciepło. Niby wszystko jest logiczne. Ale wystarczy popatrzeć na najlepszych himalaistów, by się przekonać, że ta hipoteza nie zawsze się sprawdza. Czyli Emcik i inni mojemu sercu bliscy też, ale nie tylko.
W podręczniku do turystyki z 1796 r. Baltazar Hacquet opisał cechy idealnego alpinisty. Panna albo kawaler, niscy, bo u wysokich długie kości szybciej się łamią. Niski człowiek potrzebuje też mniej jedzenia i lepiej utrzymuje ciepło. Niby wszystko jest logiczne. Ale wystarczy popatrzeć na najlepszych himalaistów, by się przekonać, że ta hipoteza nie zawsze się sprawdza. Czyli Emcik i inni mojemu sercu bliscy też, ale nie tylko.
A
co z głową
Niezaprzeczalnym jest fakt, że w górach słabiej się myśli.
Właśnie z powodu niedotlenienia. No i tu już Emcik wypada z badań. Bo jak porównać z sytuacją nizinną. W badaniach, które były
prowadzone przez specjalistów medycyny górskiej wraz z
neuropsychologami, zwrócono uwagę, że w górach pojawiają się
zaburzenia funkcji postrzegania przestrzeni. Oznacza to, że
himalaista na 6000 m może mieć problem z wyobrażeniem sobie trasy
wspinaczki na podstawie opisu, chociaż na niższej wysokości nie
stanowiło to dla niego problemu.A co z badanymi, którzy wykazują podobną ocenę sytuacji na poziomie 0, jak i 6000 tys.? Chyba wiem. To mógłby być Emcik?
Na wysokości pojawiają się również problemy z pamięcią. Tu Emcik jest też nie do zbadania, bo jak.
A co z tymi, którzy z głową mają problem do dzisiaj? Bardzo duży problem? Poczekam na rewolucyjne odkrycie nauki medycyny. Ale tylko z ciekawości będę czekać.
A co z tymi, którzy z głową mają problem do dzisiaj? Bardzo duży problem? Poczekam na rewolucyjne odkrycie nauki medycyny. Ale tylko z ciekawości będę czekać.
I istotna uwaga
W Pakistanie, Chinach,
Kirgistanie czy Tadżykistanie nie ma sprawnych służb
ratunkowych. Jeszcze. Jedynie w Nepalu dzięki współpracy ze Szwajcarami
latają śmigłowce, które mogą zdjąć himalaistę z 7
tysięcy.
Trzeba zapomnieć o etosie kochanych Szerpów, którzy na hasło „ratujmy
wspinacza” rzucą się na pomoc. Za darmo nikt na akcję nie
pójdzie. To ich życie, ich praca. Nie chcą i nie muszą się
narażać. Ja to rozumiem. Serio. Nawet gdyby to Emcik zawisł na ścianie.
Obalone
mity, póki co kawa (i alkohol)
Słyszałam, że wielu przewodników górskich odradza picie kawy na wysokości.
Okazało się, że picie kawy jest korzystne i to zadziwiająco bardzo. Kofeina zwiększa
częstość i głębokość oddechów, co może przyspieszać
aklimatyzację. Rozszerza oskrzeliki w płucach, zapobiegając ich
wysokogórskiemu obrzękowi. Poprawia efektywność pracy serca i
stymuluje rozkład tłuszczów dostarczający energię mięśniom. [Źródło: nie pamiętam adresu, ale dotrę, lekarskie pisemko].
A alkohol nie wymaga komentarza, whisky zawsze dobrze robi. Na wysokości ratuje, rozgrzewa.
Ale jak się zejdzie...
Kiedy się zejdzie, to trochę poniewiera jednak.
A alkohol nie wymaga komentarza, whisky zawsze dobrze robi. Na wysokości ratuje, rozgrzewa.
Ale jak się zejdzie...
Kiedy się zejdzie, to trochę poniewiera jednak.
Wizja przyszłości
Niedługo Emcik będzie się aklimatyzował w domu, jechał na
wycieczkę na ośmiotysięcznik
i w tydzień zdobywał go na tlenie
A ja mam tylko nadzieję, że Emcik jednak da radę bardziej. Ona da radę bez tlenu!
I w gipsie!
i w tydzień zdobywał go na tlenie
A ja mam tylko nadzieję, że Emcik jednak da radę bardziej. Ona da radę bez tlenu!
I w gipsie!
niedziela, 4 grudnia 2011
Maliwnka ma też ciemną stronę mocy
I ta ciemna strona mówi jej, że powinna komuś trzasnąć.
Heliodorkowi. Jak tylko dorwę!!
Heliodorkowi. Jak tylko dorwę!!
sobota, 3 grudnia 2011
Droga
No to weszłam na drogę.
Dobrze, że tym razem nie przyjechała policja,
bo jak ja wchodzę na drogę to z przytupem.
Bodhidarma byłby ze mnie dumny, chyba,
Ale nie jestem tego pewna.
A komputerek to szlag trafił, a taki był fajny, amerykański.
No teraz będę medytować.
Medytować skąd by tu skombinować nowy.
W dzisiejszych czasach to nawet Bodhidarma by bez fejsbuczka nie wyrobił.
Dobrze, że tym razem nie przyjechała policja,
bo jak ja wchodzę na drogę to z przytupem.
Bodhidarma byłby ze mnie dumny, chyba,
Ale nie jestem tego pewna.
A komputerek to szlag trafił, a taki był fajny, amerykański.
No teraz będę medytować.
Medytować skąd by tu skombinować nowy.
W dzisiejszych czasach to nawet Bodhidarma by bez fejsbuczka nie wyrobił.
czwartek, 1 grudnia 2011
Ideologie
Świadomość mi byt określa. Bo nie na odwrót.
A skoro tak, to mój byt jest nieograniczony.
I co ja tu jeszcze robię??
Kiedy tylko się wyśpię, będę Afrodytą. Ale to pod warunkiem, że się wyśpię, a się nie zanosi!!
I byt nie będzie istotny. Mam ochotę coś rozwalić. Środek mi mówi, ze nie jestem już hipisem. I co zdecydowanie gorsze, wciąż poszukuję swojego spokoju buddyjskiego.
Jak komuś pierdolnę, to odzyskam. Spokój Buddyjski! Ot co!
Aktualizacja o godzinie 14.
Nikomu jeszcze nie pierdolnęłam, a co za tym idzie, nie mam spokoju.
Muszę być jutro w pracy fizycznie. Wówczas odzyskam.
W weekend wchodzę na Drogę.
You can get addicted to a certain kind of sadness.
Like resignation to the end. Always the end.
A skoro tak, to mój byt jest nieograniczony.
I co ja tu jeszcze robię??
Kiedy tylko się wyśpię, będę Afrodytą. Ale to pod warunkiem, że się wyśpię, a się nie zanosi!!
I byt nie będzie istotny. Mam ochotę coś rozwalić. Środek mi mówi, ze nie jestem już hipisem. I co zdecydowanie gorsze, wciąż poszukuję swojego spokoju buddyjskiego.
Jak komuś pierdolnę, to odzyskam. Spokój Buddyjski! Ot co!
Aktualizacja o godzinie 14.
Nikomu jeszcze nie pierdolnęłam, a co za tym idzie, nie mam spokoju.
Muszę być jutro w pracy fizycznie. Wówczas odzyskam.
W weekend wchodzę na Drogę.
You can get addicted to a certain kind of sadness.
Like resignation to the end. Always the end.
Nic innego nie robię , tylko sobie wyobrażam!
Sarkastyczne huehue. Chcę mgły.
I globusy dwa!
Sarkastyczne huehue. Chcę mgły.
I globusy dwa!
Parafrazując: Wszystko, co kocham, jest w Gruzji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)