Panowie z pomocy drogowej byli bardzo mili. Troskę wykazali i się nawet zajęli. Samochodem. Stukali, podnosili, podważali, kręcili, wkładali takie śmieszne nadmuchiwane saszetki w ramę drzwi, czołgali się, wydzwaniali po porady, a ich mimika wyraźnie wskazywała na zaangażowanie. Po pół h niesiona wzruszeniem, zaproponowałam nawet panom herbatkę w termosie. Podziękowali, odmówili i kombinowali dalej.
Po godzinie tego trudu i znoju usłyszałam "przepraszamy, ale nic z tego". I że na lawetę też się nie da.
Takie sytuacje wprowadzają mnie w stan drżenia (czyt. wkurwa). Ta była tym gorsza , bo nie było panów za co opier... Nie było panom, za co podziękować, o może tak.
Bo raz, się nie znam. A dwa, że działam intuicyjnie i coś mi podpowiadało, że naprawdę chcą/powinni mi pomóc.
Konkludując, niekomfortowa sytuacja staje się tym bardziej nieznośną, kiedy nie ma kogo za zaistniałą sytuację opierdolić. Niby nic nowego, ale znalazłam tej tezy wyraźne potwierdzenie!
A teraz z zupełnie innej beczki, urodzinowej.
Emcinku, Stara Ruro! Błogosławionaś między niewiastami! Promieniem Słońca nam jesteś! A świecisz najpełniejszym światłem dopiero z pewnej odległości! Taki urodzinowy żarcik. Ja, on, ona, oni, my wszyscy Cię lov ju i Twoją muzykę też! Szczególnie po piątym jej odsłuchaniu!
Najlepszego nasz Diamenciku!
Dla Perełki, jej ulubione. I ulubiony. Ehh, ta wola przetrwania...
E-karacik też dobrze robi w woli przetrwania. .. przy...komputerze. Potem w foteliku.
Sobie lekko stroję żarciki, ale przecież wiadomo, że ubóstwiam i do domu wpuszczę. Jeszcze tylko raz, huehue.
p.s. A Ula była?