sobota, 23 marca 2013

Inspiracja - moje natchnienie. Emcik :)))

Niczego nie dodam. Bo mi słabo.
Może tylko tyle, że nie lubię morza. Wkurza mnie swoją nijakością. Oburzą się żeglarze i poeci. Tych drugich nie rozumiem, bo ponoć nie ma bardziej sprzyjającego środowiska do pisania, aniżeli szum fal za oknem. Serio, tak wyczytałam nie raz, i nie dwa.
Skoro mi nie idzie, to zostanę chemikiem.
A piosnka ładna, szczególnie przy dwa i pół wczoraj.

sobota, 16 marca 2013

Książki i inne sprawy

Powszechnie wiadomo, że książki to dzieło szatana. Tak w ogólności, poza wydawnictwem rafael.pl i kilkoma innymi tego typu. Wiadomo też, że od czytania biorą się złe, nieczyste myśli i ogólnie się człowiekowi w dupie przewraca. Szczególnie, kiedy książka jest dobra. I zwłaszcza kobietom, ale tu znów wszyscy wiemy, że kobieta sama ze swej natury jest bliżej szatana, a ta czytająca jest dwa razy. Nie wspominając o tym, że książka dodatkowo odciąga kobietę od boga, gotowania i rodzenia. Okropność. Się wystrzegajcie.
451 stopni Fahrenheita. Należałoby. Dla dobra społecznego.

p.s. Zdaje się, że znów Polak zaginął w górach, tym razem na Elbrusie. Nie komentowałam ostatnich wydarzeń z gór wyższych, bo mi już wszelkie kokardki (z czekana) opadły i mi się zwyczajnie nie chce. Poza tym się nie znam, w przeciwieństwie do wszystkich wokół (pani w sklepie najbliższym, listonosz, Emcik, sąsiad i pies tego sąsiada też) którzy na wspinaczce już się znają.
W tym roku planuję Elbrus. Lubię to napisać na blogu, bo wcześniej czy później (zawsze później...!), jadę. I oczywiście nie wejdę (Sis, nie marudź - bo Sis marudzi, że się nam nie wchodzi). Grunt, że się nam schodzi, tak myślę. Finito.

A poniżej dłuższy film(ik), jak to można w tych górach zimą.
Wygląda jak czyste jaja, ale chłopaki, a właściwie kierownik wlazł na 7400. Na ten jedyny z dwóch (już po traumie wiadomej) niezdobyty zimą 8-tysięcznik - Nanga Parbat (8126). 
Media na ten temat milczą. Bo nie dolazł, to raz. Dwa, nikt nie zginął, słabiusi temat.
Niestety nie mogę tego wkleić, ale dla zainteresowanych tematyką wysokogórską, z nieco innej beczki, voila:
Ja się na 5 tysiach z kawałkiem nie odzywałam do nikogo. A kiedy już się odezwałam, to lepiej nie mówić...
A na duuużo większej wysokości, takie o to żarciki:
- Na śniadanie, herbata, płatki, otręby, jagody, truskawki, brązowy cukier itd, samo zdrowie proszę pana. 
- A jutro po szczyt - PKS -em.

Nie dowierzam. Całkiem, zupełnie i bardzo.

p.s. I mam większe zmartwienia, ale ktoś mi przypomniał, że mam bloga. A ja sobie przypomniałam, że lubię na nim skrobnąć.

sobota, 2 marca 2013

Jednodniowe fobie

Fobie to jeden z moich ulubionych tematów. Szczególnie fobie znajomych. Moje fobie, a właściwie jedną - kwituję już prostym, bezczelnym "sam się lecz" (http://justinka.blogspot.com/2012/10/fobia-to-gupia-sprawa-jest.html)
Ale fobie innych są mi pożywką.
Znałam osobę, która na słowo "guzik" reagowała zapuchniętym, czerwonym obliczem, natomiast na guzika widok, dostawała torsji. Chodziło o sam guzik, oderwany od reszty świata (czyt. odzieży). Całe szczęście, bo w innym przypadku, nic tylko się wykończyć. Choć może są jeszcze krainy nieskażone guzikiem, kto wie. Może antropolodzy, Malinowski by wiedział.

O fobiach przypomniałam sobie kilka dni temu. Zdarzył się jeden dzień dalece odbiegający od pozostałych i  wskazywał na ortoreksję. Każdy sobie wygugluje, co to za zjawisko. Wieeem, jestem ostatnią osobą, którą można z tą właśnie fobią skojarzyć. I słusznie, bo trwała jeden dzień!
Pobiegałam. Na śniadanie wypiłam sok z cytryny, na obiad zeżarłam chyba ze dwie główki sałaty z czymśtam, potem już byłam tak nakręcona, że pobiegłam do sklepu po szpinak i brokuły (na rynek na Przymorzu). Wróciłam, poczytać chciałam, ale przecież czyta się na siedząco, a co to, to nie! Nawet od fajek mnie odrzucało. O 22 mała przebieżka. Spałam przy otwartym oknie.
Skwituję. Opamiętałam się kolejnego dnia. Nigdy więcej! Kartofelki, tłuszczyk, pierożki, piwko!
Ostało się bieganie i otwarte okno. Oby jak najdłużej. Chodzi o góry oczywiście.

W moim wymarzonym zawodzie, w gazecie umiłowanej szkolili mnie w sposób taki, że powinnam zadać teraz co najmniej dwa angażujące pytania - typu:
1. A Ty? Jakie masz fobie?
2. Czy (Ty) uważasz, że fobie należy leczyć?
I jeden solidny sondażyk (ale na tym się nie znam przecież!!).

P.S. Abstrahując od fobii, czy to jest sezon depresji?
Bo one mają, oni mają, ja też mam chyba.

Czy Ty też masz depresję?
Dobra, bez jaj, z tą depresją to serio. Coś wisi w powietrzu. Ale wyszło słońce, to może pomoże. Na Pomorzu.
I naucz się tu języka będąc obcokrajowcem.