piątek, 25 listopada 2011

Dystopia

Przysiadłam na dywanie bezwiednie. I pomyślałam, że to niewiarygodne. A jednak.
Minęły dwa miesiące od powrotu. Powrotu, który zwiastował Mamucie Zmiany. Intifadę! Rewolucję! Zniszczenie totalne, na zgliszczach którego, zbuduję Swój Nowy Świat!

mój nowy świat.
składa się z dwóch świeczek, które palą się na biurku od 24 godzin. I dobrze, że się jeszcze palą, bo znów się ściemniło. I gdyby nie pewna piękna wyrwa od biurka ze świeczkami, bym się już pewnie dźgała ostrym narzędziem po udach. W nawiązaniu do głupoty swej. Niekonsekwencji, zagubienia ideałów i wplątania się w ten sam labirynt, z którego ponoć triumfalnie zwiałam.
I cisną mi się złe słowa na bloga, ale dla kulturności zaciągnę hamulec. Choć nie wiem, co będzie za kwadrans.

Eee tam.
Spierdalać! Z wizerunkiem, z wykresami, z liczebnościami, z raportem "co się pisze" (!), z wizytówkami, z kartkami świątecznymi. Nawet z zupą. I z kartkami upominkowymi do Empiku też!
Mam amebę. A nawet dwie. Jedną mam, ale nie do końca. Tę uwielbiam.
Drugą mam dla zasady. Od poniedziałku. Tę mam oficjalnie. Choć jej nie mam.
Niech srają.

I pomyśleć, że to piątek. A wpis jakby z niedzieli.
Parafrazując Witkacego: [32h BS, 20P, 200 ŻG]


"Szczęśliwi ludzie to tacy, którzy nie są świadomi lepszych i większych możliwości, żyją we własnych światach odpowiednio skrojonych do ich predyspozycji".
A.H.

sobota, 19 listopada 2011

Przy sobocie

Wyglądam jak menel. Z zawodu. Po raz kolejny ktoś pobił kieliszki. Krwawi mi ręka. Dobrze, że nie dusza. Dusza wisi na balkonie. Bo już nie na patio. Patio będzie kiedyś, kiedy będzie. Bawią mnie różne spawy. Na przykład kod PUK. I kotek na Evereście. I wezwanie do sądu.
Są też sprawy, które mnie martwią. One wiszą razem z duszą na balkonie.

Dzisiaj jest Światowy Dzień Toalet.
Wiele miłości zatem!

środa, 16 listopada 2011

16.11.

Żeby było trochę prościej. Nieco łatwiej. Szczęścia czasem. Syberii, Tadżykistanu. Dhaulagiri i Manaslu. Karakorum. I żeby nie wkurwiali, a nawet jeśli, to niech srają. Najlepiej, żeby nikt niczego nie chciał. Żebyś zawsze miał czas, jak w piosence Janerki!! Łóżka i książki. Kóz wypasu i hodowli arbuzów. Żeby siostra Dżagatka znalazła tanie bilety na ankę. I żeby Dżony posiadł z powrotem wódkę. I co by Dżastinka wysłała reportaż. I patio. Gdziekolwiek. Żebyś mógł być tam, gdzie chcesz.
Lalala!



wtorek, 15 listopada 2011

Co to jest: nie świeci i nie mieści się w dupie?

Ruski przyrząd do świecenia w dupie.


Zeszłam, to się dzielę!
Miłego wtorku i reszty tygodnia też.
Jestem dziś fajna i miła, bo nie cały dzień miałam skopany i wkurwiający.

___________________________________________________________________

Był taki czas beztroski.
Bez troski.
Be z troski.

Coś mi podcina skrzydła, podobnie jak fotograf łeb obciął Komuś.
Też mam łeb obcięty. Nie przez fotografa.
Bez łba dam radę. Upraszam jednak (los) o niepodcinanie skrzydeł!

P.s. Czy ja na tym zdjęciu nie uśmiecham się jak Joker? Czyli socjopata siejący anarchię i zniszczenie. Kochający śmiech? Tak mi się skojarzyło...

piątek, 11 listopada 2011

E jak ewakuacja

której nie rejestruję!
E jak Emcik?
Pakowałam się dziś w Tatry.
Spakowałam odzież niezbędną i litr soku pomarańczowego.
Nie pojechałam, ale jestem gotowa!
Na wszystko jestem gotowa. Prócz nurkowania. Ale jak będzie trzeba, to i zanurkuję!
Posiadłam górny stopień rozjebania. Takie życie.
Dlatego się spakowałam.


 

E jak Elementarne cząstki.
E jak Enigma!
E jak Endorficzny stan zaburzenia.
E jak mEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE. 

sobota, 5 listopada 2011

Gwynowi

Tłumaczeń bez mgły i deszczu
I formy, i szczęścia i barszczu!

piątek, 4 listopada 2011

Kłopoty to moja specjalność

Namaste. Świtało na trzeciej bramie. Na drugiej jeszcze nie. To niesprawiedliwe.

          No więc chyba podjęłam kolejną ważną decyzję.  Może nie jest ona zbyt mądra, ale trudno.
Jadę jeszcze raz w Himalaje. I to nie sama tylko z kolegą P. i kolegą P., czyli z PP (skrót ten tłumaczę jako popaprańcy).
          Dygresja - to nawet lepiej, że kolega P. nazywa się P., bo jak by się nazywał, na przykład J. to by wyszło PJ, czyli pojebańcy, a to już jest trochę zbyt wulgarne.
         Wszystko było by dobrze gdyby nie to, że do liter PP dodałam pierwszą literkę swojego nazwiska i wyszło mi LPP. No to od razu pobiegłam do szafy, żeby zobaczyć czy mam jakieś ubranko z firmy LPP. No i co? No i miałam! Białą bluzkę! Stałam przed tą szafą i gapiłam się w jej wnętrze, a wiecie biel - śnieg, lodowiec, mgła, błękitne niebo, przeznaczenie pomyślałam sobie.
         Jak już doszłam do wniosku, że to przeznaczenie, to przez chwilę mnie zmroziło (ha, ha zmroziło - Himalaje, czyli zimno, ale co tam będę wam tłumaczyła takie proste rzeczy). Zmroziło, bo co prawda kolega P. jest niezwykle sympatycznym młodym człowiekiem, i kolega P. też jest, ale jednak nie są do końca normalni, nawet jak dla mnie. No i zmroziła mnie myśl o przebywaniu na lodowcu z dwójką nieobliczalnych matołków. To może być udręka i ekstaza jak to kiedyś rzucił Cyryl w Metodego.
         No ale to Himalaje, pomyślałam sobie.
I tak sobie dalej myślę.

p.s. LPP&G expedition !

czwartek, 3 listopada 2011

Downshifting

Hasło na dziś. [Trudne hasło. Ogłaszam konkurs na polski odpowiednik]
Bo zaczynam zapominać o ideałach!
Magnez nawet zakupiłam, a to już bardzo niedobrze. Magnez wypłukuje pierdolca.
Jedyne, na co mogę sobie pozwolić to witamina Ce. Mee!

Na Freak Street!
Na Patio...


Well, show me the way
To the next whiskey bar