wtorek, 13 września 2011

Freakuję, się wzruszam i wyruszam...

fragment filmu "Touching the Void"

Błagam o Radiohead. Boney M nie zniesę, podobnie jak Modern Talking.
I tym optymistycznym akcentem....;)

Relacja od jutra rana, ale jedynie w mojej durnej głowie, względnie na papierze toaletowym. Nie będę miała kontaktu z kontynentem europejskim (ni mail, ni komórka).
Jeżeli bogowie himalajscy pozwolą - po powrocie narysuję słowem, co przeżyłam.

Dzięki za wsparcie.

i Namaste!!!!

środa, 7 września 2011

Trafna prognoza zachowań w ekstremalnych warunkach. Bezcenne.


G, opowiadając (gg) jak mu się pięknie latało w Pruszczu, a ja mu zazdroszcząc:

G
przyzwoite warunki
lotnisko w gdańsku nie utrudniało
tzn. dali 1000m
J
zajedwabiscie!!
G
żebyś nie była taka zalatana, to bym cię na lotnisko zabrał
i wysłał
J
wyślij mnie do lukli (*lotnisko w Himalajach)
G
sama się wysłałaś
w ogóle słabo sterowalna jesteś ;)
J
a to prawda i zauważyłam, że mi się wzmaga, ciekawe jak dam radę w grupie…
G
jak alternatywą będzie śmierć bez makeupu na 6k, to nawet kartofle obierzesz ;)


Z INNEJ BECZKI: 
DZIĘKUJĘ ULI ZA UŻYCZENIE CIEPŁEGO ŚPIWORA, DIAMETRALNIE ZWIĘKSZYŁA MOJE SZANSE NA PRZEŻYCIE :)

wtorek, 6 września 2011

Make life harder, o zakupach w sieci i nadziei na zimę stulecia


Poczta Polska i kurierzy śmigają w te i wewte (poprawną polszczyzną: w tę i we w tę). 
Bo nie jest tak, że po ubrania i sprzęt tego typu idzie się do sklepu, o nie. A przynajmniej nie w tym kraju.
Jedynym sklepem w Trójmieście, który mogę polecić, jeżeli komuś przydarzy się taka przygoda - jest "Trek" w Gdańsku Głównym (www.skleptrek.com). Właściwej kurtki tam nie dostaniemy, ale polarowe kominiarki i okulary lodowcowe już tak (jedyne miejsce!).
Ponadto, niebywałym osiągnięciem jest zdobycie takowego asortymentu w naszych sklepach internetowych. A kiedy już witamy się z gąską, okazuje się, że rozmiaru niet. A jeśli nawet - to szalejemy ze szczęścia, zamawiamy, obdzwaniamy przyjaciół, że Victoria! A potem odbieramy z wypiekami paczkę, przymierzamy i ...odsyłamy. I wracamy do punktu wyjścia - punktu "w ciemnej dupie".
Ktoś może zapytać: a po co tak specjalistycznie? Odpowiadam: żeby nie brać 4-ch plecaków i 5-u szerpów. I żeby wrócić.
 
Poniżej wycinek kolekcji Trêk-à-porter, fall-winter 2011 :) 
Membrany, izolacje i tkaniny: aquamax, climaproof, goretex, hydro seal, omnitech, polartec, primaloft, sympatex, texapore, thinsulate...
....LSD, DMT, STP, BLT, A&P, IRT, APC, alcohol, cigarettes, shoe polish, cough syrup, peyote, Equanil, dexamyl, camposine, chemadrine, Thorazine, trilafon, dexadrine, benzedrine, methedrine :D


Z ciekawostek - kurtka na zdjęciach nie jest kurtką "właściwą". Jest kurtką zimową, ale w przypadku czekających mnie warunków - jedynie "pod-kurtką". Właściwa jest w drodze...
p.s. Dla Gwyniatek: tak, plecak Deuterek:)

Ze sklepów internetowych, które po miesiącu aktywnej eksploracji najbardziej mi się przysłużyły (również cenowo): www.cerrotorre.pl

poniedziałek, 5 września 2011

'Terrain ahead' i Pull up, pull up!!!


Drodzy Państwo: "lotnisko" w Lukli

(wschodni Nepal, brama do krainy Sherpów i rejonu Dachu Świata).
527 metrów długości, 20 metrów szerokości, 12%-owe nachylenie.
I zdaje się, że brak możliwości odejścia na drugi krąg. Tyleż dobrego, że nie rejestruję brzozy.

Wspominajcie mnie dobrze :D


A poniżej poglądowo  - ogląd dreamtreku (gdyby jakimś cudem udało się wylądować :)


Przestworza natomiast:

Gdańsk  14.09 (g. 11.15) – Helsinki (g.14.10) -  Finnair
Helsinki (g. 20.10) – Delhi (g. 05.25) - Finncomm Airlines
Delhi (g. 13.40) – Kathmandu (g. 15.25) - Air India
Kathmandu - Lukla (freestyle...)

piątek, 2 września 2011

Poszukuję osób z wielkim sercem i piekarnikiem, co się ciepłym posiłkiem i fajką podzielą, kiedy wrócę. Od rozważań stricte życiowych do metafizyki

Nieco przyziemnych spostrzeżeń oraz tych mniej*:

Należy rozważnie wybierać marzenia. Niektóre kosztują. Gdyby tak Everestem moich marzeń było pójście do oliwskiego ZOO - realizacja marzenia kosztowałaby mnie 15 zł. Albo napisanie głęboko filozoficznej książki - przesłanie mailem do wydawnictwa - nic. Chociaż nie, w tym przypadku fortuna poszłaby na butelki wina ze średniej półki. No to może, gdyby tak marzyć o tym, żeby ktoś napisał dla mnie balladę rockową, o. 
[Zestawieniem wydatków podzielę się post factum dla ewentualnych kolejnych marzycieli]

A tymczasem Everestem moich marzeń jest zobaczenie Everestu i wszystkiego - co wokół. Myśl i pragnienie o tymże posiadam - od kiedy sięgam pamięcią, od kiedy z piasku na plaży budowałam głównie góry (no i jeszcze fosy Malborskiego zamku), a w podstawówkowych zeszytach rysowałam tylko szczyty (w opozycji do przepięknych kwiatuszków Kaszubka:).

Doświadczyć tych gór najwyższych, tej niezwykłej masy materii. Czysto fizycznie przekonać się - jak to jest przekroczyć granicę wiecznego śniegu, odczuć zawartość tlenu w powietrzu o 50% mniejszą niż na poziomie Atelier. Wreszcie - ile mogę znieść, ile dać z siebie, odkryć moment, kiedy jestem bliska poddania się i gdzie jest mój kres. 

Oddalić się od szklanej klatki, wewnątrz której organizuję sobie życie w taki sposób,  że większość sytuacji jestem w stanie zaplanować i kontrolować. Uciec od tego w inny sposób niż dążenie do nocy kończącej się w południe... Do wypraw pozwalających wyjść poza to szkło. Nieprzewidywalność. I dominacja natury. Góra robi, co chce, ja się podporządkowuję.

Przebywanie w górskim, nieskalanym krajobrazie w szczególnych okolicznościach wiązało się dla mnie z wyjątkowymi, nigdzie indziej niespotykanymi emocjami. Myśli przepływają w zupełnie inny sposób aniżeli w ciągu cholernego codzienniezwykłego dnia. W górach w danej jednostce czasu przeżywam znacznie więcej niż tu, gdzie żyję. Myśl, która w życiu codziennym przelatuje bardzo szybko i trudno ją ogarnąć umysłem, na wyprawach spowalnia do tego stopnia, że ją niemal fizycznie widać. 

Wreszcie, w górach nie zakładam żadnej maski. Żądnej gęby. Sama siebie doświadczam. 
I inni poznają mnie bez (tak, również bez fluidu na twarzy;), ale przede wszystkim bez otoczki złożonej z codziennego rytualnego "ja". Nigdzie nie biegnę, a jeżeli biegnę, to tam gdzie chcę. Kiedy rzeczywistość wkurwia albo jest nieznośna - mówię. Idę / zostaję, ale nie uciekam.

Górska wspinaczka to także szkoła minimalizmu i dystansu wobec codziennego życia, materii, tego co za mną, a do czego trzeba bedzie wrócić (choć mam nadzieje, że nie do wszystkiego - pozdrawiam współpracowników:)

I podobno rzucę palenie, nie smakuje. Ale jeżeli pani doktor była wobec mnie równie szczera, jak ja wobec niej - to nie rzucę.

Finalizując, co mi w duszy gra 11 dni przed wyprawą - unoszę się 11 cm nad ziemią przed zderzeniem ze swoją słabością i z tym wszystkim pięknym, o czym jedynie napomknęłam powyżej. 

I ponawiam apel - ciepłe obiady, fajkę (o ile nie rzucę:), browarek i wacik chętnie po powrocie przyjmę, bo...trzeba rozważnie wybierać marzenia.


* Lem na pytanie "Mistrzu, jak będzie wyglądała przyszłość" odpowiedział "Będzie tak samo, tylko bardziej" :)


A inwestycję w kurtkę przeciwzajebistymdeszczom uważam za właściwą...