sobota, 28 stycznia 2012

czwartek, 19 stycznia 2012

Chrzan nie chrzanił

Przytaczam zgodnie z ostatnią pamięcią swą, wyrywkowo. Może to i głupie, ale co tam.


Junaków:
J: „Cześć Tomuś”
T: „Elo, elo”
J: „Co tam Tomuś?”
T: „Zajebiście.  Tylko, żeby jeszcze była wiosna. To by się siadło na plaży i browara napiło. Godnie. Jak człowiek”
J: „Za chwilę będzie”
T: „No pewnie, że będzie. Już się cieszę.  A Ty pojedź gdzieś, bo już od dwóch miesięcy siedzisz w kraju, to przegięcie”.
J: „No racja Tomuś, a gdzie jest moja herbata?”
T: „Nie mam najzieleńszego”

Schował, nie po raz pierwszy. 

Kolberga:
J:  „Tomek, ale tu wszyscy są pijani, a ja muszę nadmuchać materac. No i dmucham i nic”
T: „Justynka, Ty wyglądasz na inteligentną i taką cię znam od lat, ale ja muszę pomyśleć i to zweryfikować, jak to z tobą jest”

Miał rację. Nadmuchiwałam ustnie, obok leżała elektryczna pompka.

Junaków:
T: „To co, rzucamy to? [śmiech]”
J: „Rzucamy.  Wszędzie indziej będzie lepiej”
T: „Pewnie, że będzie. Nie ma takiej opcji, żeby nie było lepiej!”

Też miał rację.  Tylko nam jest gorzej.  I inne indziej miałam na myśli.

czwartek, 12 stycznia 2012

Kartony na tony cd

W cholerę wspomnień. Moja słodka melina. Stół - śmiechodół, biurko-srurko. Świeczki, świeczniki, wazoniki, obrazy ulic znanych, mapy. Pierdylion niepotrzebnych spraw. Mistrzyni kolekcjonowania.
Pozwolę sobie na pewną refleksję. Na chuj mi to wszystko.

Bilu, gdzie jest mapa? 
I gdzie jest Emcik, bo mam specjalny karton podpisany "Zimbabwe". 
DHL-em by poszło. Podobnie jak ostatni karton podpisany "Na wschód, byle dalej".  Tam będę ja.

środa, 11 stycznia 2012

M jak mieszkanie

Hanka Mostowiak w kartonach to mały miki. Przeprowadzam się powoli.
Gwyny, łer ar ju?? Halooo, kartony!!!!

Siostra, ratujesz!
Bezrobocie chwilowe jest fajne, można ponosić kartony!
W ogóle wszystko można. Dopóki szlag nie trafi!
Wino stawiam za pomoc. A Gwynom bilet też stawiam, szczególnie, że pewnie tylko jeden, bo Martuś nie ponosi.
Nazywam kartony po imieniu. Na przykład "Zosia" oznacza, że należy delikatnie. Sama dla siebie oznaczam. "Zygmunt" znaczy, że można kopnąć i zrzucić ze schodów. Krzysie są neutralne.
Wolałabym być himalajskim niby-jakiem, one mają więcej siły, a i widok z Kala Pattar mają też!

Od kiedy nie piszę raportów badawczych, ćwiczę się w zarządzaniu zmianą.  Nigdy w życiu nie przychodziło mi to tak lekko.
Proces zarządzania zmianą obejmuje wg  /naukowych/ teorii:
  • ustalenie ogólnego celu organizacyjnego - ok , mam to.
  • rozważanie ważności i wielkości zmiany - mały miki, załóżmy.
  • określenie ograniczeń krytycznych - że co??
  • aktywne włączenie w proces zmian - aktywne, być może za bardzo.
Jak dobrze, że nie zajmuję się zarządzaniem w sposób naukowy. Idioci. Z całym szacunkiem.

piątek, 6 stycznia 2012

2012

Ponoć zamilkłam w tym nowym roku pańskim. To coś napiszę. Na przykład, że siostry są fajne. Są fajne w rozrachunku ogólnym. Ale kiedy się budzę, skoro świt (o 13) i kieruję się w stronę kuchni, aby tradycyjnie dokonać rytuału ogarnięcia stołu ze zła minionej nocy i widzę stół lśniący, okolicę zresztą też, to robi mi się ciepło na sercu. Paczuszki fajek ułożone w rzędzie, obok zapalniczka. Łóżeczko pościelone, a śpiworek złożony w kosteczkę. Poczułam wspomniane ciepło na sercu i zagubienie. Nowy Rok jest ok i siostry są też!
Z postanowień noworocznych, to chciałabym dostać Pulitzera.
I wejść na Elbrus. I Kazbek. Albo Blanca.
Pojechałabym też do Moskwy. Napić się wódki na placu czerwonym.
W zeszłym roku pragnęłam rzucić pracę w xxx i jechać w Himalaje.
I jak tu się nie ubawić?
Tego Wam życzę, żebyście się za rok ubawili!

p.s. Dam radę bez Pulitzera w tym roku. Chyba.