niedziela, 15 września 2013

Lokalny koloryt

Bardzo sobie cenię, że mieszkam z dala od turystycznej części miasta. Wtapiam się w lokalny koloryt. No może jednym odstaję, wpierniczam kanapki w parkach, paskudząc się za każdym razem tutejszymi pysznymi pomidorami. Lokalni jedzą w barach i się nie paskudzą. Prócz oczywiście Maryśki, która (złośliwie, rzecz jasna!) je w domu.
Wyglądem nie odstaję. Jestem bardziej katalońska aniżeli 70% mieszkańców Barcelony. Niezbyt poprawnie politycznie nadmienię, że większość jest jakby żywcem wyjęta z filmu Misja (z De Niro) albo kretyńskiego dość Apocalypto (Mela Gibsona). Czyli cała Ameryka Południowa. Po odkolczykowaniu. Dodać do tego Marokańców i Pakistańczyków, chińszczyznę z odrobiną masali  i mamy Barcelonę. Muzina jest też, ale mniej niż na ten przykład w Pariziu albio w Luksembiurgiu.
W szkole nadal orka, szczególnie, że część Goebblesów wróciła do domów (ktoś na Europę pracować przecież musi!) i ostało się nas pięcioro. Nie będę ukrywać, że mam czasem słabsze momenty i szlag mnie trafia! Ja rozumiem, że hiszpański znać warto, bo włada nim ponad półtora miliarda ludzi.  Ale nie zapominajmy, że wśród nich byli/są m.in. Che Guevara, gen. Franco, Fidel Castro, Augusto Pinoczet, Hugo Chavez. Jennifer Lopez i Enrique Iglesias! A hiszpańska inkwizycja?!
Sami więc rozumiecie, że z tym językiem to trzeba ostrożnie. Zadzwońcie więc czasem (do godz. 18.30), nie odbiorę przecież. Ale myknę sobie przynajmniej na chwilę. Dżony zainicjował, działa. Wiele razy chciałam wyjść, ale przecież savoir-vivre...
A paczuszki ojczyźnianej by ktoś J. nie wysłał?? Z artykułami pierwszej potrzeby?!? :-)

Pierwsza po-dwutygodniowa refleksja na temat Barcelony jest taka, że jest jedynym miastem, w jakim byłam, naprawdę stworzonym DLA ludzi. Połączenie przyrody, architektury i ludzi daje wrażenie pełnego luzu i nieograniczonych możliwości spędzania wolnego czasu. I ma najlepiej rozwiniętą i oznakowaną komunikację miejską, jaką do tej pory widziałam! Dla mnie to ważne, bo królową orientacji to akurat nie jestem.

Z cyklu różnice kulturowe: Dlaczego tu młodzież pogrywa w piłę do 4 nad ranem? Nie mogliby się młodzi tak np. spić i porzygać, jak to robi młodzież w większości cywilizowanych krajów UE? Ja rozumiem, że FC Barcelona, ale bez jaj!
Tak a'propos. Jestem tu już dwa tygodnie, a widziałam tylko cztery zalane w trupa ekipy. Jedna to byli Brytole, pozostałe trzy... tak, to nasi!! Brawo! Nie żebym była abstynentką (buahaha), ale dało mi to do myślenia.

P.s. Już pierwszego dnia wiedziałam, jakie popełnię galerie: 1. Barcelońskie piękno vs brzydota 2. Barcelońskie freaki.
Oto freak na dziś:
To nie jest kelner, dodam.

Brak komentarzy: