I nie sruzja, tylko sratunek.
Jedną z koncepcji. Główną. Na "dłuższą czasodalszość".
A póki co, oczekujem na - jak to nazwała najdroższa Siostra A - na "promo" w kierunku Anki.
I na to czekam. Książki wywalę wkrótce!
Tylko dlaczego znów ślęczę nad wykresami?
Okrutne przedhimalajskie życie.
Ale mogłabym w tym czasie przemieszczać się do Łodzi godną TLK. Bez alku. Z przesiadką w Kutnie o godzinie, w której grupa rezerwy idzie do cywila. I dotrzeć do celu po 8h (320 km). I nawarot. To ja już posiedzę nad tymi wykresami. Jeszcze trochę, już niedługo!
Podróżujących w ww. sposób wspieram! Choć to w zasadzie, trochę jak u Stasiuka. Ale jednak zupełnie inaczej! Niestety.
I wrócić chcę tu:
Po lewej Pumori, po prawej był gdzieś Everest. Załóżmy!
Ponoć nie mam obrzęku mózgu (jak podejrzewają niektórzy), tylko zwyczajnego pierdolca. Diagnozowanego u osób, które odkryły, że się da. I które już nie usiedzą...
Należy się mocno, ale to diabelsko mocno zastanowić, czy realizować marzenia. Ale o tym już co nieco wspominałam. To nie są żarty, to są czary. Niejednego rodzaju...
Ponoć nie mam obrzęku mózgu (jak podejrzewają niektórzy), tylko zwyczajnego pierdolca. Diagnozowanego u osób, które odkryły, że się da. I które już nie usiedzą...
Należy się mocno, ale to diabelsko mocno zastanowić, czy realizować marzenia. Ale o tym już co nieco wspominałam. To nie są żarty, to są czary. Niejednego rodzaju...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz