sobota, 18 sierpnia 2012

Sztuka

 % *   Ze sztuką obcuję tyle, co sobie dobry film obejrzę. "Dobry film" jest oczywiście kwestią wielce dyskusyjną i osobistą przede wszystkim. Wiem, bo przyjaciół mam. I oni mają kosmicznie inną definicję "filmu dobrego". Taka to natura świata. Cierpię, ale z wiekiem się robię tolerancyjna i wyrozumiała. Czasem mi się tylko żółć wylewa, ale tłamszę. Na zdrowie mi to nie wyjchodzi, więc błagam. Jeszcze jedni naziści w kosmosie, a jedynym rozwiązaniem sytuacji przyjacielsko-filmowej będzie napalm. Nietoperka G. przemilczę.

Wracając do sztuki (bo tak mi się na żołądek cisnęła dygresja o filmie), czasem się zdarzy coś więcej.

Steven Soderbergh w niegłupim wywiadzie w  “Przekroju”:
“ Jedyna wartość sztuki polega na tym, że obcując z nią człowiek czuje, że nie jest sam. To jedyny moment, w którym cichnie groza samotności, gdy możemy przez sekundę poczuć, że jest ktoś, kto czuje i myśli podobnie jak my.”

[dla laików: S.S. to ten od Trafficu, Obłędu, Seksu, kłamstw i kaset wideo oraz filmów o Che.
No i wszystkich Ocean's kilkanaście. Których osobiście nie mogę bardzo.]

No i właśnie. Fotografia.
Nie  przypominam sobie, żeby mnie tak wcięło. Żebym stała i się wgapiała jakoś 5 min. w jedno zdjęcie. Możliwe, że mi się zwyczajnie we łbie pojebało.
Nie napiszę w co, bo właśnie zamknęli. I tak dostanę w ciry od kobiet ulubionych, sztuką fotografii zainteresowanych. Teoretycznie.

Potem doszłam do siebie. Podobno człowiekowi do pełni szczęścia potrzebne są wyższe uczucia, jakaś miłość, sztuka i zdrowie...  Mi wystarczył kebabik. To było chwilowe szczęście.
W inne już nie wierzę.

Zasadniczo nie lubię i nie muszę jeść, ale to było coś! I jeszcze wspomnienie urocze.
Kiedy zjadłam z emcinkiem łososia na patyku...Łosoś był przeplatany ananasem.
Wcześniej, gdzieś 10 m od tego miejsca miałam załamanie nerwowe. Z powodów nieosobistych oczywiście! Nazwijmy to zatruciem ciężkim długotrwałym.Takim, co zabija, ale się powstaje, choć w konwulsjach i nie wiadomo, kiedy się siły odzyska...

Tak czy inaczej, łosoś był pyszny i odkryłam kawałek smakowego raju.
Potem i ten raj szlag trafił. Pan Właściciel miał również dorsze. Spytałam się - skąd je ma, skoro aktualnie zabrania się ich połowu, bo się właśnie "kochają".
[Bo są takie szczęśliwe gatunki na tej planecie. Że kiedy się kochają, mają okres ochronny]
Usłyszałam "a co to panią interesuje". I pan Włodek nie był już tak miły. Czyli inaczej: spierdalaj.
No to już nie pójdę po rybki, takie życie.

Jebać rybki, idę się łuczyć repotrasu. O londzie. Lond jest fajny, sciególnie na wschód ten o.

http://www.literackisopot.pl/program.pdf

*  nowa era sygnatur a'la Witkacy.

Brak komentarzy: