Już legenda - Małgorzata Szejnert. Mądra kobieta, ale na mój gust, zbytnio o tym przekonana.
I na deser pyszny Jurij Andruchowycz, ukraiński pisarz, poeta i muzyk. Kameralne spotkanie na końcu świata przy winie, świecach i przaśnych fotografiach wsi ukraińskiej.
Ktoś tę całą sopocką imprezę skroił na mnie!
I dobrze, że mam rowerek, bo ni w dupę bez rowerka nie dałoby rady w ciągu 5 min przemierzać pół Sopociska, żeby zdążyć na kolejne przeżywanie.
Niestety w środę skończy się uczta intelektualna. I znów trzeba będzie walić Łomżę.
Swoją drogą, wszyscy wciąż napomykają o alkoholu. No cóż, taki już urok ludzi interesujących!
Stasiuka wiecznie pytają, czy już sobie golnął. No bez jaj. To tak jakby się mnie spytać o to samo w piątek o 21. Albo też tam kiedy indziej.
Film niezły. Końcówka chujowa, ale reszta jest moja.
http://www.youtube.com/watch?v=0h-j0F7nlsw
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz