Przeżyję. Albo popadam w szaleństwo.
Ubawiłam się dziś. W końcu! Szyderczo na swój temat. Diabelsko szyderczo i szatańsko mocno.
Gorak Shep to pikuś. Tam byłam ja, ubrana w kilka warstw i czapeczkę windstopper z kretyńskim kwiatkiem. Obok był Everest. Podobno.
Teraz jestem ja, ubrana całkiem tak samo, z tym samym kretyńskim kwiatkiem na czapce. Wokół są puste ściany, realne i wyraźnie widoczne.
I w dupie mam wszystko. Łącznie z awarią ciepła. Wszystko w dupie mam od tygodnia. Awarię mam od rana. Wszystko minie. Niech minie to pierwsze, błagam!!! Drugie mnie bawi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz